Jak mało który zbierał od tygodni bardzo pozytywne opinie. Intrygowało mnie to zwłaszcza, że również od tych którzy na współczesną Polską wytwórczość patrzą z powiedzmy sobie bez ogródek- niechęcią. Do tego grona niestety zaliczałam również siebie. Zobaczyłam go idąc z niepokojem i zjeżdżającą od tygodnia w dół energią. Z każdą chwilą czułam się coraz bardziej zmieszana bo polot i dynamika odtworzenia rzeczywistości mającej w dzisiejszym świecie nam coś zilustrować jest majstersztykiem kinowym.
Mowa o filmie „Bogowie” i pokazanej tam w sposób całkiem bezpretensjonalny postaci Zbigniewa Religii. Błyskotliwość, humor, czasem mogłoby się wydawać, że demonstracyjne sceny, które jakby miały na celu nadanie większej lekkości nafaszerowanemu idealistycznymi wizerunkami rzeczywistości- społeczeństwu. W żaden sposób nie stoi to jednak w opozycji do przekazu. Co mogę powiedzieć patrząc na obraz, który mi namalowało takie kino?
Niech za mnie mówią uczucia, które unosiły się towarzysząc mi w każdej minucie i opuszczając salę- podziw dla heroizmu, zarówno dla głównego bohatera- jak obocznych cichych bohaterów, szacunek, mobilizację, pokorę, wzruszenie, poświęcenie, determinację, odwagę, ekscytację, rozbrojenie świetnym humorem. Ale też ból, rozpacz, smutek, cierpienie, wściekłość, generalnie- nie idealne życie, w którym stawia się czoła wszystkiemu temu czemu po prostu stawić czoła trzeba. Po to, by zawalczyć o to co naprawdę ważne, co czyni nas tylko i aż człowiekiem.
Zarówno wyrazistość sylwetki, jak świetna aranżacja filmowa, kreacja aktorska czy znakomita muzyka (której premiera była wczoraj !) czynią ten film całkowicie godnym polecenia.