Ocieniona tujami, kusząca rozpościerającym się przed nią pejzażykiem, z rzędami niczym wielkiego amfiteatru, nurzającego się w blasku wybranych najzłocistszych promieni. Albo ta chowająca się przed gapiami, ale przyciągająca każdego kto zapragnie momentu rozluźnienia.
Drzewa wyciągnęły konary nad horyzont, wiernie towarzyszą kontemplacji temu, kto zasiądzie pod ich charyzmatycznym skupieniem. A ten eskortowany przez tych energetycznych jednocześnie strażników, w swym strapieniu i ociężałości ma wszelką szansę odzyskać dawny wigor. Tutaj w maleńkim zakątku świata, rodzi się wciąż na nowo harmonia, a duch życia zostaje nam wrócony.
Opiekuńcza przystań, z której ciągle niczym z czary, wychylam wszystko to, co wywraca mi czas i jego niespodzianki. Przycupnęły tu karmazynowe wschody Słońca i dalekosiężnie spoglądające pagórki, otulające mieszkańców.
Usiądźcie razem ze mną dziś na jednej z ławeczek miejsca, które wiosną, latem, jesienią czy tak jak teraz zimą, zawsze niemal tak samo cieszy ducha, posyłając mu prawdziwie głęboki oddech.