PRELUDIUM WIOSNY- SZCZĘŚLIWE „TAK”

Czasu było niewiele, choć zachowywaliśmy się jakbyśmy mieli go mnóstwo. Zostawały nam tylko późne wieczory, na te wszystkie rzeczy pod Słońcem, albo raczej Księżycem, które domagały się wzajemnej uwagi. Najczęściej tłem dla naszych rozmów były startujące i lądujące samoloty. Tym mnie „kupił”.

Pewnie, że to przenośnia, ale nie ma nic piękniejszego dla kobiety niż wyłowienie czegoś dla niej ważnego, i docenienie tych rzeczy poprzez wplecenie w życie. Jest w tym z szarmanckości, ale bardziej niż ona jest bliższa mi przenikliwość i troskliwość by sprawić radość drugiej osobie. Trudno chyba znaleźć coś drugiego, co powodowałoby tak duże wzruszenie u kobiety. Nie ma to nic wspólnego z osiąganiem jakiegoś własnego celu, jest odczuwalne kiedy coś wypływa z serca, a kiedy jest wyrachowaniem.

Wieczór, długie godziny spacerowni, rześkość i światła Starego Miasta, i to lotnisko były krajobrazami tworzonej przez nas nieoczekiwanie rzeczywistości. Z jakim wysiłkiem musiało się to wiązać zwłaszcza dla Niego, gdy wracając późnymi godzinami nocnymi, parę chwil później witał go brzdęk oznajmiający brzask i czas pracy. W głębi ducha odczuwałam z tego wyraźną i naturalną przyjemność, bo przecież robił to dla mnie. Mieliśmy tylko te skrawki czasu, nie dbaliśmy o drugorzędne rzeczy. To był nasz czas i nasze wielomiesięczne długie dyskusje, pierwsze ścierania światów, ognisk naszych światopoglądowych i operacyjnych konstelacji. Na początku nie zdawałam sobie chyba sprawy z tego co właściwie się dzieje. Jak nigdy nosiłam w sobie spokój i po trosze uczestniczyłam w jakiejś niby adaptacji, która kiedyś być może ujrzy światło dzienne. Nim jednak dokładnie to do mnie doszło, zauważalnym stało się, że te nasze porozsiewane gwiazdozbiory całkiem czasem kontrastowe, tworzą same w sobie jakieś nowe uniwersum, otwierające nową drogę.

Kiedy coś się zaczęło? W jakim miejscu narodziło? Chyba nigdy dokładnie nie będę wstanie powiedzieć. Czy było to podobne do Wielkiego Wybuchu, czy Gromu z jasnego nieba, czy trwało od dawna i naraz się ukazało…? A może wszystko na raz? :) Może tak właśnie jest. Pewnym jest, że stało się całkiem wyjątkowo, skradło światową logikę, zalało duszę wdzięcznością. Uświadomiło, że my widzimy jedynie wycinek, lekką smużkę, kiedy z góry widać całą arterię i to co wokół, nie jedno czy parę nawet przeźroczy, a całe slajdowisko.

Nie pierwszy dzień naszej podróży, ale pierwszy jednej z najważniejszych decyzji w tej podróży i moim życiu był dniem dobijającym powoli do wiosny. Chodziliśmy wzdłuż Warszawskiego Powiśla, w powietrzu prężyły się jeszcze orzeźwiające refleksy, wyżej granatowe niebo piętrzyło wzdłuż i wszerz śmiejące się srebrzyście cieniowane bałwany. Pod oddzieloną skarpą- neorenesansową estakadą rozpościerał się oświetlony niby gościniec, gdzie w tym momencie się znaleźliśmy. Spajałam się z tym krajobrazem, zniewolona wyzierającym Księżycem i spoglądającą znad balustrady w kolorze kości słoniowej, moją ulubioną piękną Syreną. Gdzieś głęboko mnie, jakiś głos, nie chciał jeszcze dowierzać temu co za chwilę miało się stać. Kryształowe wici pochyliły się nade mną szepcząc o tym, co jak czuło serce- wisiało w powietrzu. Ozdobne lampy podtrzymywane przez ręcznie kute stalowe ramiona spoglądały przepasając nas ciszą, oferując swój blask niczym płaszcz, pod którym można się skryć przed ewentualnymi przechodniami. Sekundy przekuwały się na złoto mnożąc naszą radość i oczekiwane tak długo, niespodzianie nastające szczęście. Pytania i wyznania zostały uwiecznione w złotym blasku kamiennego bruku.

„Tak”- było częścią misternego rzeźbienia, fenomenu w którym mamy szansę uczestniczyć i nieustępliwych wysiłków, wiary, poddawanej próbom nadziei, miłości niewypróbowanej, nie ślepej, ani też nie zbyt łatwej. Za to charakternej, pełnej prostoty, odbudowującej, kojącej, choć czasem również erudycyjnie przyprawiającej o zawroty głowy, nigdy jednak maniakalnej.
Ten moment był najpiękniejszym momentem jakiego może zapragnąć kobieta. Był samą kwintesencją zachwytów, odyseją wzruszenia i lotem, który wznosząc się nad Ziemię ku swojemu szczęściu pozostaje na Ziemi by je dzielić z drugim. Oklaski przypadkowych towarzyszy celebrowania radości potwierdziły mi, że to nie sen a jawa. Inauguracja kolejnego etapu podróży.

1470083_682666925107335_580754003_n

1210 Total Views 1 Views Today
comments

Będzie mi miło, jeśli po przeczytaniu postu zostawisz po sobie jakąś iskrę tego co tu znalazłeś. Blog jest przyjaznym azylem, dlatego każdy wulgarny komentarz zostanie skasowany, podobnie jak wszelkie złośliwości.

  • Lkk

    Kocham to zdjęcie i was moje misie

  • http://etiudavoyager.xeko.pl/ Agnieszka Bogunia

    A my Ciebie twórco tego zdjęcia :)